Jest sobota, siedzę wygodnie na trybunach hali sportowej, gdzie toczy się turniej Polskiego Związku Tenisowego. Kibicuję mojemu kuzynowi, który rozgrywa pierwszy w życiu pojedynek podczas zawodów.
Piotruś miał rozegrać dwa mecze. Pierwszy z przeciwnikiem, o którym nic nie wiedział. A drugi z chłopcem, który stoi wysoko w rankingu i „zmiażdżył” poprzedniego przeciwnika.
W pierwszym meczu Piotruś był pełen skupienia i woli waliki. Kolejne zacięte gemy i długie wymiany piłek przynosiły punkty, albo nie. Ostatecznie Piotrek wygrał. To był wspaniały mecz, chłopiec grał z taką wprawą i pasją, że sama zapragnęłam kiedyś zagrać.
I przyszedł czas na drugi mecz… Doszło do próbnej wymiany piłek. Nie znam się kompletnie na tenisie i może było widać przewagę tego drugiego chłopca, ale nie była ona jakaś miażdżąca. Jednak gdy tylko padły słowa zaczynamy, Piotrka jakby ktoś zaczarował. Opuścił ramiona, zgarbił się, cała jego sylwetka się zmieniła. Na korcie nie stał już ten sam chłopiec. Zamiast woli walki i skupienia, na jego twarzy malowały się smutek, strach i zniechęcenie, kompletnie się zablokował. Właśnie przesądził o wyniku meczu, chociaż nawet jedna piłka nie dotknęła jeszcze kortu.
A ja patrzyłam na niego, ale widziałam siebie podczas turnieju. Dziewczynę, z opuszczoną głową i zgarbionymi plecami, która często przegrywa zanim jeszcze włączą muzykę.
Brak wiary we własne możliwości bardzo odbija się na naszej postawie, mniej lub bardziej świadomie, wysyłamy wtedy określone sygnały zarówno do sędziów, widzów ale i przeciwnika, z którym konkurujemy. Najgorsze jest jednak to, że w takiej sytuacji bardzo trudno pokazać nam nasze atuty – bo zwykle wtedy wydaje nam się, że żadnych atutów nie mamy.
A przecież kiedy się uczymy i rozwijamy spotykamy na drodze różnych ludzi, zarówno lepszych jak i słabszych, a uczestnictwo w zawodach jest również częścią nauki. Zwycięstwa cieszą nas i pokazują, ile już osiągnęliśmy, a przegrane (mam na myśli przegrane po walce, po tym jak daliśmy z siebie maksa) wytyczają kierunek dalszej drogi. Właściwe podejście do rywalizacji, konkursów i samego procesu nauki jest bardzo ważne, ale co jest najważniejsze i budujące, możemy się go również z czasem nauczyć.
Kiedy pojadę na kolejny turniej i poczuję paraliżujący, irracjonalny strach to przypomnę sobie o tym doświadczeniu i spróbuję się opanować. Postanowiłam dać sobie prawo do nauki i bycia słabszą od innych, postaram się nie myśleć o tym, że ktoś mnie oceni, że jestem do niczego, dam sobie prawo do popełniania błędów i do bycia sobą … i myślę, że właśnie wtedy wygram ze sobą i dam z siebie maksa, i będę tańczyć najlepiej jak potrafię nie przesądzając z góry wyniku.
PS. Na prośbę Rodziców dokonałam zmiany imienia, moją intencją nie było ukazywanie słabości, a wręcz odwrotnie, pokazanie jaki potencjał w sobie mamy, i że możemy i powinniśmy pracować nad właściwą postawą, żeby cały ten potencjał wykorzystać. Niemniej jednak rozumiem powstałe wątpliwości i przepraszam.