Kiedy szłam na moją pierwszą lekcję, wydawało mi się, że taniec to łatwizna. Że wystarczy kilka tygodni i będę tańczyć jak zawodowiec. Teraz, gdy to piszę, to uśmiecham się na samą myśl o sobie wtedy. Oczywiście, że tamto myślenie było błędne. Bardzo szybko przekonałam się, że nabywanie umiejętności tanecznych wymaga talentu, ale przede wszystkim pracy, czasu, treningu i jeszcze raz treningu. I nie wiem, czy wyraziłam się dość dobitnie – czasu i treningu!
Można więc uznać, że po pierwszym miesiącu, a nawet roku zaliczyłam twarde lądowanie. Było mi trochę smutno, ale ponieważ uwielbiam tańczyć, nie zniechęcałam się, trenowałam, chodziłam na siłownię, oglądałam setki filmików, chodziłam na lekcje tańca, słowem robiłam wszystko, co w danym momencie było w mojej mocy, żeby tańczyć lepiej. Zaczęłam również jeździć na turnieje i poznawać inne Amki.
Bardzo długo wydawało mi się, że absolutnie wszystkie dziewczyny tańczą lepiej ode mnie. Z wielkim trudem i niechęcią oglądałam nagrania z moich parkietowych wyczynów. Byłam dla siebie surowa.
Jednocześnie ciekawiło mnie, jak długo uczą się moje koleżanki, jak często trenują. Gdy na sali obok mnie trenowała inna dziewczyna, byłam bardzo zawstydzona i podglądałam jak jej idzie. Obecność innych osób trochę mnie paraliżowała. Do dzisiaj mam z tym problem.
Poznałam również dziewczyny, z opowieści których wynikało, że uczą się tańca tak krótko jak ja, a jednak poziom ich tańca i przebieg ruchu były poza moim zasięgiem. Stały mocno na nogach, były pewne siebie, ich sylwetka była wyprostowana, a one świetnie prezentowały się na parkiecie. Takie spotkania sprawiały, że traciłam wiarę w siebie, a nawet byłam bliska rezygnacji. Dopiero po jakimś czasie dowiadywałam się, że one powróciły do tańca po latach, nie zaczynały od zera, tańczyły jako dzieci i nastolatki, niektóre trenowały balet, albo taniec nowoczesny. Ta wiedza bardzo mnie uwolniła. Odpuściłam sobie i dałam sobie czas. Zrozumiałam wreszcie, że to ja jestem swoją największą konkurentką. I najważniejsze i jedyne słuszne porównanie to ja w 2014 i ja w „dzisiaj”.
Każda z nas ma swoją historię. Każda z nas ma inną budowę ciała, inną formę i inną motywację do tańca. Przychodzimy na lekcje z różną częstotliwością, czasami po pracy, a innym razem wypoczęte. Wydaje mi się jednak, że wszystkie kochamy taniec, niezależnie od tego, czy to powrót po latach, czy jak w moim przypadku, odkrywanie nowego świata.
Dlatego gdybym miała podsumować moje osiągnięcia na tle innych Amek, rzekłabym, że to nieistotne. A jeśli dopiero zaczynasz przygodę z tańcem, albo zbyt dużo uwagi poświęcasz innym i to w pewien sposób Cię blokuje, oto co bym poradziła:
- Skup się na własnym rozwoju, Obserwuj swoje ciało i postępy. Porównuj siebie z dzisiaj z sobą sprzed kilku miesięcy.
- Wzrost, waga i budowa ciała mają znaczenie. Dlatego niektóre rzeczy okażą się dla Ciebie łatwiejsze a inne trudniejsze.
- Daj sobie czas i bądź dla siebie wyrozumiała. Zwykle oceniamy siebie surowiej niż innych.
- Pamiętaj, że każdy ma swoją historię, a niektóre z Twoich koleżanek wracają po latach do tańca. I nie wszystkie przyznają się do tego otwarcie.
- Na treningach skup się na sobie i swoim nauczycielu, rozglądanie się na boki nie pomaga, a raczej szkodzi.
Taniec daje wolność, pozwala się wyrazić. Dlatego każdy w tańcu jest inny i dlatego warto skupić się na własnym rozwoju.
🙂